Każdy inaczej przeżywa emigrację, ludzie wyjeżdżają z różnych powodów. Nie ma dwóch osób, których doświadczenia związane z przeprowadzką do innego kraju będą takie same. Mogą być podobne, ale nie ta same. Nasze opinie na temat emigracji zmieniają się z biegiem lat. Zmieniają się nasze potrzeby, poglądy na życie i przyzwyczajenia. Dlatego czytając ten artykuł proszę pamiętać, że opisuję moje doświadczenia. Rozumiem, że ktoś ma inne i to szanuję. Proszę nie narzucać mi, w jaki sposób ja mam przeżywać moją przeprowadzkę do Australii, czego mi można a czego nie, do czego powinnam się przyzwyczaić i o czym zapomnieć, co zostawiłam w Polsce.
Moją przeprowadzkę do Australii porównuję do serii książek. Pewna historia się skończyła, zaczęła się kolejna, w nowym miejscu, choć niektórzy bohaterowie pozostali. Ta kolejna książka to oczywiście wyjazd do Australii.
Kiedy w 2010 wyznał mi miłość i zaproponował przeprowadzkę, wyśmiałam go. Po kilku sekundach zobaczyłam jego poważną minę. Nie żartował. Przeprowadziłam się do Australii z miłości. W Australii zaczynałam wszystko od zera, rozpoczęłam zapisywać kartki nowej książki.
Jak zmieniła mnie przeprowadzka do Australii?
Po przeprowadzce do Australii nie miałam żadnych znajomych. W Polsce miałam dość duże grono znajomych, którzy znali mnie co najmniej od kilku lat, inni od zerówki. Tutaj musiałam poznawać nowych ludzi. Trochę trudno przyszło mi tworzyć przyjaźnie jako dorosła osoba. Do tego doszedł brak czasu ze względu na pracę. Teraz już mam tu wielu znajomych za których jestem wdzięczna. W Australii nauczyłam się dostosowywać do różnych sytuacji i zmieniłam pogląd na życie. Wiadomo, początki nie były łatwe. Musiałam nauczyć się być silna i cierpliwa. Mimo, że mam skończone studia magisterskie, w Australii zaczynałam od pracy w kawiarni, później w przedszkolu zmieniając pieluchy. Byłam niezadowolona, ale zrozumiałam, że to ode mnie zależy co zrobię z życiem i jak je ułożę. Przestałam użalać się nad sobą i zaczęłam szukać nowej pracy, sama do mnie nie przyjdzie.
Wiele nauczyłam się o Polsce. Ludzie pytają mnie, co tu robię, skąd jestem, gdzie i jaka jest Polska. Wiele razy musiałam zajrzeć do internetu, żeby pogłębić wiedzę o kraju. W sumie chyba też więcej wiem o Australii niż przeciętny Australijczyk.
Obiecywałam sobie, że będę jeździć do domu, do Polski co najmniej raz do roku. Ale kto każdy urlop chciałby spędzić w Polsce? Przecież jest tyle miejsc do zwiedzenia. Później przekonałam się, że tak naprawdę to nie tęsknię za Polską, ale za ludźmi, którzy tam zostali.
Stałam się ekspertem w szukaniu połączeń lotniczych i ciągle zaglądałam na wyszukiwarki lotów. Bez przerwy kombinuję, gdzie polecieć oraz z kim mogę spotkać się 'w połowie drogi’. Kiedyś panicznie bałam się latać samolotami, teraz do samolotu wchodzę jak do pociągu czy autobusu. A dom stał się pojęciem względnym. Lecę do Polski i mówię: jadę do domu albo wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Wracam do Australii i mówię: Home sweet home. Teraz mam dwa domy, ten w Polsce i ten w Australii, ten w Polsce nazywam domkiem letniskowym. Takim podróżom i spotkaniom towarzyszą powitania ze łzami szczęścia w oczach i pożegnania ze łzami smutku. Pożegnania z ukochanymi jednak nie stają się łatwiejsze, nawet po kilku latach na emigracji.
Chyba zawsze się za czymś lub kimś tęskni, taka nasza natura. Nie wiem, czy jeździłabym z rodzicami na długie wakacje jakbym mieszkała w Polsce. Pewnie nie. Teraz jeżdżę, bo chcemy jak najwięcej czasu razem spędzić, bo tak mało go mamy. Tworzymy pięknie chwile, o których zawsze rozmawiamy i miło wspominamy. Bardzo doceniam takie chwile. Z kolei jak jestem w Polsce to tęsknię za australijskim luźnym podejściem do życia i uśmiechniętymi ludźmi. Niestety mieszkając w Australii często omija mnie jakieś ważne wydarzenie: ślub, urodziny, chrzest, komunia, sukcesy i porażki bliskich, pogrzeb… Takie życie, coś za coś, chyba nie można mieć wszystkiego… Ale nie ma co narzekać, bo dzięki technologii ciągle jestem na bieżąco z nowinkami. Telefon stał się moim przyjacielem. Dzięki aplikacjom, które mam na nim jestem w stałym kontakcie z rodziną i znajomymi. Oglądam ich zdjęcia, filmiki i czuję się jakbyśmy byli w stałym kontakcie. Czasem trudno zgrać się ze względu na różnicę czasową, żeby porozmawiać. Poza tym wiadomo, telefon nie zastąpi człowieka i nie przytuli w potrzebie.
Mieszkając poza Polską, nauczyłam się doceniać rzeczy, które były normą lub na wyciągnięcie ręki, a tu są niedostępne. Ciągnie mnie do kontaktów z Polakami i polską kulturą, chociaż wiele razy słyszałam opinię, że Polak Polakowi wilkiem poza granicami kraju. U mnie to się nie sprawdziło. Dołączyłam do polskiej grupy tanecznej i przez dwa lata uczyłam w polskiej szkole. Z chęcią kupuję polski chleb i pierogi jak mam okazję. Czasem po prostu nadejdzie ochota na placka po cygańsku czy mielone i trzeba się nauczyć gotować. (Jakby mój mąż umiał czytać po polsku to by mnie tu wyśmiał). Na imprezy pracownicze robię jabłecznik albo inne polskie ciasta. Asymiluję się do australijskiego stylu życia, ale również kontynuuję polskie tradycje i obyczaje: tłusty czwartek, Andrzejki, wigilia itp…
Jestem szczęśliwa, gdy mogę z kimś porozmawiać po polsku. Czasami łatwiej nam powiedzieć coś w swoimi języku z dodatkiem słów, które dodają barwy do rozmowy, a ciężko je przetłumaczyć na inny język. Czaicie bazę? 🙂 Z drugiej strony, coraz częściej niektóre polskie słowa zastępuję angielskimi odpowiednikami.
Po 4 latach spędzonych w Australii z ręką na sercu powiem, że nie żałuję przeprowadzki. Nie wyobrażam sobie powrotu do Polski. Ale to pewnie ze strachu przed ‘napisaniem kolejnej książki’, rozpoczęcia wszystkiego od początku i zapisaniu kolejnych kartek. Wolę kontynuować jedną książkę. Stałam się silniejsza, odważniejsza i cierpliwsza. Na pewno zaczęłam być bardziej wdzięczna za to co mam i kogo spotykam na swojej drodze. A z tęsknotą to muszę się zaprzyjaźnić, bo wiem, że nigdy mnie nie opuści.
No nic, idę dalej zapisywać kartki w mojej książce…
4
Dzięki, że zaglądasz na bloga. Jeśli spodobał Ci się wpis, nie wahaj się zostawić po sobie śladu w postaci komentarza lub polecenia tekstu przez kliknięcie serduszka. Każdy pozytywny sygnał od czytelników motywuje mnie do dalszego pisania bloga. - Karolina
Bardzo fajny artykuł. Ja po 4 latach tez nie żałuję przeprowadzki! Jak mój Mały podrosnie to chętnie zapisze go do polskiej szkoły. Mam tez nadzieje ze będzie chciał mówić po polsku 🙂
Dzięki, Gosia. Już teraz mów do Małego po polsku, bo do 7 roku życia dzieci są jak gąbki i wszystko chłoną z łatwością 😉
bardzo ładnie to opisałaś, podziwiam Cię, że dałaś radę ale to pewnie dlatego, że jesteś młoda
Dziękuję, kilka lat temu pewnie też bym mowiła, że nie wyjadę na stałe do Australii, ale życie ciągle zaskakuje.
Fajnie podsumowalas swoje doswiadczenia, sama obecnie mieszkam poza granicami Polski i tez nie za bardzo wyobrazam sobie powrot – nowe miejsca i ludzie bardzo nas zmieniaja. Ale tesknota i sentyment pozostaja.
Zgadzam się w 100%! Wyjazdy i podróże bardzo zmieniają.
piękny i bardzo osobisty tekst…. pisz dalej tę książkę.
Dzięki, mam nadzieję, że uda się przelać na papier 😉
Ciekawa opowieść i sama jako emigrantka (Toskania) pod wieloma słowami mogłabym się podpisać. Prawie pod kazdym z wyjątkiem tesknoty za pl. Wystarczą mi komunikatory i rodzina która mnie odwiedza. Mój dom jest w It i kiedy muszę jechać do pl czuję się tak jak szczenię odrywane od piersi matki, ale ja też jestem trochę dziwnym przypadkiem:)
Oczywiscie gratuluję ! Budujące są takie historie!
Dzięki, Kasia. Może gdyby Australia była bliżej do Polski też bym tak mówiła. Kto wie…
W dorosłym życiu już inaczej się nawiązuje przyjaźnie niż za dzieciaka. Przed życiem gdzie indziej chyba to mnie najbardziej „przeraża”, że człowiek jest sam i wszystko dookoła musi zbudować od nowa. Niemniej jednak Twój przykład pokazuje, że można się odnaleźć, nawet jeśli nie zawsze na początku jest to proste 🙂
Można, można. Też mi się zdawało, że za dzieciaka jakoś łatwiej nawiązywać kontakty. Pewnie dlatego większość moich dobrych znajomych jest z dzieciństwa.
Bardzo fajny wpis, myślę, że dobrze się stało, że zaczęłaś pisać tę nową książkę, bo właśnie przy okazji takich dużych zmian możemy dowiedzieć się dużo więcej o sobie i innych ludziach, a czasem nawet odkryć swoje życiowe powołanie. Powodzenia:-)!
Dziękuję, faktycznie bardzo wiele dowiedziałam się o sobie. Czasami aż siebie zadziwiam 😛
Dobrze napisane… sam bardzo bym chciał rozpocząć nową książkę ale jednak strach jest spory i bariera językowa też… co innego kilku miesięczna podróż a co innego emigracja… cóż może kiedyś podejmę tą decyzję…
Dobrze powiedziane, emigracja bardzo różni się od długich podróży. Jak wyruszamy w podróż mamy w planie powrót do domu, gdy wybieramy emigrację podróżą będzie wyjazd do kraju.
Też mieszkam z dala od domu rodzinnego, co prawda nie aż tak, ale muszę poświęcić 8-10h na dojazd. I też mam zawsze dylemat na co przeznaczyć urlop – moja miejscowość nie jest facynująca, chcę jechać poznawać nowe miejsca, a z drugiej strony rodzina i chęć spędzenia z nimi czasu. nie jest łatwo.
Na prawdę fajny blog, powodzenia w prowadzeniu go dalej 🙂
Dziękuję, Piotr 🙂
Jestem w Australii a dokładnie w Sydney od trochę ponad miesiąca. Wszystko tu jest ok. Jest pięknie ludzie są otwarci, ale brak pracy powoduje u mnie totalny paraliż i nie pozwala mi się cieszyć tym wszystkim co tutaj jest. Coraz bardziej zaczynam się zastanawiać czy będę umiała się tu zaadoptować bo nie wyjechałam z kraju dlatego że go nienawidzę lecz dlatego, że chcialam przeżyć przygodę w Australii. Nie jestem pewna czy zaczynanie zupełnie od zmywaka kręci mnie w tej chwili i czy Australia będzie później w stanie mi to wszystko wynagrodzić. Australia zawsze była moim drugim domem. Mam tutaj rodzinę i mieszkałam tutaj przez rok jako dziecko.
Cieszę się, że przeczytałam Twój tekst. Zastanawiam się kiedy wreszcie mi się to życie tutaj ułoży. Ja nie należę do cierpliwych…. a ta bezradność tutaj doprowadza mnie do szalu. Proszę poradź jak przetrwać ten czas. Ach i najważniejsze pytanie. Czy przyjechalaś do Australii sama czy z chłopakie/mężem?
Cześć! Przyleciałam tu do chłopaka. Na początku miałam tylko jego i też nie było łatwo. Nie poddawaj się. Według mnie Australia jest pięknym krajem i bardzo dobrze można w nim żyć. Jak sama piszesz, początki mogą być trudne, ale co nas nie zabije to naj wzmocni! Nie musisz zaczynać od 'zmywaka’, może kawiarnia czy sklep? Jak już dostaniesz pracę to na pewno dostaniesz przysłowiowego kopa i będziesz miała motywację do dalszego szukania pracy. W Australii lubią certyfikaty i różne kursy, może jak szukasz pracy warto zapisać się na kurs i próbować zdobyć nowe kwalifikacje/ umijętności. Najważniejsze nie załamuj się i nie przestawaj szukać. Wiem, że może być ciężko, bo sama byłam niezadowolona z moich pierwszych prac, ale uda się! Głowa do góry i powodzenia 🙂
Dzięki za wsparcie 🙂 Zobaczymy jak się ułoży.W każdym razie nigdy sobie nie daruje jeśli nie spróbuje. 🙂
Piękny tekst. I znowu mam poczucie, że przez swoje lenistwo (brak znajomości języka) oraz duży strach, stoję w miejscu. Zawsze mi się marzyła Australia. 10 lat wstecz, nawet były rozmowy w tym kierunku, jednak te tysiące km nas przeraziły. Moim wielkim krokiem milowym, była wyprowadzka z rodzinnego miasta na drugi koniec Polski. Mieszkam w Polsce a odczuwam podobną tęsknotę za rodzinnym miastem, rodziną. Teraz, gdy sama mam dzieci, jeszcze bardziej odczuwam brak najbliższych. Doceniam instytucję babcia, której na co dzień nie mam. I też omijają nas imprezy rodzinne. Fakt. Teraz mam tylko odległość 600 km, a nie tysięcy km! Więc to szczęście mam, że chociaż w święta BN jesteśmy z najbliższą rodziną.
Z podziwem patrzę na ludzi, którzy mają odwagę i wyjeżdżają. Czasami mam wrażenie, że już jest za późno, że musi być tak jak jest. Ale jak czyta się takie teksty jak Twój to jednak nuta żalu się odzywa, że się nie spróbowało, tylko na starcie się poddało. Życzę wiele sukcesów i dalszego szczęścia!
Bardzo pomocny wpis. My tzn. Rodzina z 2 malych dzieci mamy okazje wyjechac na wize 457, co prawda formalnosci przed nami ale jesli sie uda jestesmy zdecydowani bo to nasze marzenie od wielu lat😄
Powodzenia, trzymam za Was kciuki 🙂