Kto by pomyślał, że odważę się skoczyć na bungy. Nigdy mi to przez myśl nie przeszło. Nawet bym nie wpadła na taki pomysł. Aż pewnego dnia taki jeden wariat wykupił 4 atrakcje w Queenstown w Nowej Zelandii, do której się wybieraliśmy. Oczywiście powiedział mi o tym po fakcie. Pierwszą z atrakcji był lot helikopterem do ujścia rzeki – myślę sobie super. Stamtąd mieliśmy się udać na spływ pontonami, tzw. 'white water rafting’. Już raz byłam i trochę się bałam, ale pomysł mi się podobał. Trzecią atrakcją miała być szybka jazda łódką między klifami. Też trochę się bałam, ale co tam, 'jedziemy na maxa’. I ostatnią z atrakcji na dzień – skok na bungy. I oczywiście z góry założył, że jestem mięczak i pewnie i tak nie skoczę. To się nazywa wiara w swoją drugą połówkę… Bałam się jak nie wiem, ale nikt nie będzie mi wmawiał, że jestem mięczak. Powiedziałam, że skoczę. Chyba z miesiąc wyobrażałam sobie jak to będzie. Przed wylotem ćwiczyłam skoki… z kanapy 🙂 . Liczyłam do 3, po czym krzyczałam BUNGY i dosłownie ułamek sekundy później lądowałam na podłodze. Prawdziwy skok trochę różnił się od tych próbnych.
W dniu, w których wybieraliśmy się na wyżej wymienione atrakcje coś nie miałam apetytu. Ciekawe, czemu? 🙂 W drodze do biura firmy Nevis, które zajmowało się naszą rezerwacją miałam nadzieję, że skok będzie z rana, a okazało się, że skaczemy dopiero po południu. Wyobrażacie sobie to czekanie? Byłam tak przejęta innymi wydarzeniami, które na nas czekały tego dnia, że całkiem zapomniałam o skoku. Aż dojechaliśmy na miejsce i zobaczyłam skąd mam skakać. Przed oczami pojawiła mi się stacyjka zawieszona 134 metrów nad doliną.
Dojazd małą kolejką do stacji przyprawił mnie o dreszcze. Podłoga była zrobiona z przezroczystego szkła więc mogłam oswoić się z widokiem. Skakaliśmy od najcięższego do najlżejszego. Czyli znowu czekałam do końca. Przede mną było z 6 osób. Każdy skoczył i chwilę później był z powrotem u góry, na platformie. Jedna dziewczyna wahała się przez około 5 minut, ale skoczyła. Nadeszła moja kolej. Instruktor od początku nazywał mnie Crazy Karolina, czyli szalona. Muzyka dudniła. (Teraz sobie przypominam skok i cała się trzęsę). Szybkie przygotowania: pasy, liny przyczepione, krótka instrukcja co i jak i zapraszają na platformę. Nie było czasu nawet o niczym pomyśleć. Szybko spojrzałam w dół i powiedziałam sobie, że to zrobię. Zupełnie odcięłam sowje myśli, jakbym odłaczyła się od tego co się w danym momencie działo. Nagle słyszę instrukcje: Ok crazy Karolina, one, two, three, BUNGY! Sekundę się zawahałam, ale pamiętałam słowa instruktora: im dłużej się będziesz zastanawiać, tym bardziej będziesz się bała. Skoczyłam! Zupełnie nie pamiętam skoku. Pamiętam, jak wisiałam, cała się trzęsłam. Najbardziej jednak bałam się, jak wciągali mnie do góry i lina cały czas trzaskała, jakby zaraz miała pęc.
Ale się cieszyłam, jak już stałam na nogach. Aż do momentu, kiedy dowiedziałam się, że 'wariat’ dokupił jeszcze 'huśtawkę’ (największą na świecie). Wisieliśmy 160 metrów nad rzeką na 120 metrowej linie. Trzęsłam się ze strachu i spanikowana już chciałam zejść, ale instruktor poprosił o szybkie zdjęcie. Mieliśmy uśmiechnąć się do aparatu nad nami i zejść z huśtawki. Szukałam go nad głową i w tym momencie zaczeliśmy spadać w dół. Nasze huśtanie rozciągało się na długośc 300 metrów. Piszczałam jak szalona. Żadnego aparatu nie było! Po tych szaleństwach obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie skoczę na bungy.
Poniżej możecie zobaczyć wideo ze skoku.
Zwróćcie uwagę, na moją zmartwioną minę i jak nerwowo pocieram ręce o nogi 🙂 .
Kto by się odważył skoczyć?
0
Dzięki, że zaglądasz na bloga. Jeśli spodobał Ci się wpis, nie wahaj się zostawić po sobie śladu w postaci komentarza lub polecenia tekstu przez kliknięcie serduszka. Każdy pozytywny sygnał od czytelników motywuje mnie do dalszego pisania bloga. - Karolina
Kiedyś strasznie marzyłam o skoku na bungy, jednak teraz chyba bym się na to nie zdecydowała ze względu na kolana (mam z nimi trochę problemów i nie chciałabym ich dodatkowo obciążać takim skokiem). A zestaw atrakcji, który zaliczyłaś był naprawdę super, w szczególności ten lot helikopterem!! 🙂
Lot był niesamowity. Queenstown to super miejsce na takie atrakcje. Sama nie wiem, czy znowy był skoczyła ponownie.
Skok na bungy to jest zdecydowanie coś co muszę zrobić w życiu, ale jak na razie szukam odpowiedniego miejsca. Musi być wysoko i widokowo 😀
Proponuję Macau – najwyższy skok na świecie 🙂
Słabo mi jak już o tym czytam .. nie skoczę.
Też tak myślałam 🙂
dokładnie to samo co PatTravel
Oj tam!
Skakałam 🙂 I tez w Nowej Zelandii 🙂 Ale w Kawarau:-) Mniejsze ale i tak miałam stracha 🙂 ale adrenalina jaką się wtedy wytwarza .. wow… jak 10 kaw 🙂
Byłam na tym moście przed skokiem, wydawał się wysoki, dopóki nie weszłam na platformę, z której skakałam 🙂
Zrobiła to…. no proszę. Pozdrowienia dla „Wariata” 😉
Dzięki!
Zazdroszczę przygody, choć nie wiem czy bym skoczyła 🙂 I ten rafting też brzmi super
Rafting był przerażający! Tego bym chyba już nie powtórzyła…
Robi wrażenie.. zarówno post, jak i film wywołały u mnie dreszcz emocji… Szacun ze się odwazylas
Dzięki! To nie ostatni taki wyskok 🙂
wielki szacun dla wszystkich, którzy skoczyli, nie ważne czy 100 czy 200 metrów