Region Hunter Valley w Nowej Południowej Walii jest jednym z najpopularniejszych i najczęściej odwiedzanych rejonów w Australii, który słynie z licznych winiarni. Hunter Valley leży około godziny drogi z Newcastle. Oprócz dobrego wina i pięknych winnic, Hunter Valley może poszczycić się swoim naturalnym pięknem. Hunter Valley dysponuje bogatą bazą gastronomiczną i noclegową. Kiedy nadeszła okazja, aby odwiedzić ten zakątek Australii nie zastanawiałam się ani chwili, tylko od razu kupowałam bilety lotnicze. Miałam trzy dni na zwiedzanie Hunter Valley i okolic.
W sobotę rano wylatywałam do Newcastle w Nowej Południowej Walii. Kiedy opuszczałam Brisbane było około 30 stopni i wysoka wilgotność powierza. Po wyjściu z lotniska w Newcastle poczułam gorące, bardzo suche powietrze. Przez pierwsze kilka godzin próbowałam przyzwyczaić się do 40 stopniowego upału co wcale nie było łatwe. Z lotniska w Newcastle odebrała mnie roześmiana Emilka (prowadzi bloga Australopitek), u której zatrzymałam się na weekend. Małe miasteczko Maitland było naszą bazą wypadową.
Hunter Valley
Tego samego dnia Emilka i jej mąż zabrali mnie do Pokolbin, małej miejscowości w Hunter Valley. Przejeżdżając przez okolicę co chwilę mijaliśmy liczne winiarnie i rozległe winnice – towarzyszące nam widoki zapierały dech w piersiach. Winnice muszą wyglądać zjawiskowo z góry, pewnie dlatego loty balonem w rejonie Hunter są dużą atrakcją. Mi pozostało podziwiać winnice z dołu.
Zatrzymaliśmy się w małej, ale uroczej winiarni Petersons na degustację wina. Sympatyczna obsługa, oprócz wina, częstowała gości krakersami i serem. Przepyszna kombinacja i to jeszcze w takim miejscu! W Hunter Valley działają firmy, które organizują całodniowe degustacje wina. Busy zabierają gości do kilku winiarni, gdzie mogą próbować rożnego wina. Opcja szczególnie dobra dla miłośników trunku i osób, które nie mogą zdecydować się kto będzie kierowcą. Takie wycieczki organizowane są nawet z oddalonego około 160 kilometrów Sydney.
Po ponad godzinnej degustacji ruszyliśmy w stronę parku przy ogrodach Hunter Valley Gardens, gdzie na grillu przygotowaliśmy lunch. Zanim dojechaliśmy na miejsce, skręciliśmy z głównej drogi, żeby pospacerować między krzewami winorośli. Oczywiście nie mogło obyć się bez sesji zdjęciowej. W ogóle nie jestem zdziwiona dlaczego tak wielu Australijczyków wybiera te rejony na miejsce, w którym przysięga sobie miłość do końca życia i organizuje ślubne sesję zdjęciowe.
Port Stephens
Następnego dnia pojechaliśmy do Port Stephens nazwanego Blue Water Paradise, czyli raj niebieskiej wody. Rejon ten położony jest 60 kilometrów na północ od Newcastle i 200 kilometrów od Sydney. Port Stephens to przede wszystkim piękna natura i liczne plaże, jest ich tu aż 26! W tym miejscu nie można się nudzić. Surfing, kajaki, oglądanie delfinów lub wielorybów (w sezonie), spacery po marinie w Nelson Bay, parku narodowym Tomaree National Park, jazda na wielbłądach w Birubi Point w Anna Bay, pływanie z płaszczkami w Irukandji Shark & Ray Encounters w Bobs Farm czy jazda quadami na wydmach – to tylko niektóre z atrakcji. Z Emilką wybrałyśmy się na 2.2 kilometrowy spacer na górę Tomaree Mountain. Z jednej strony rozchodziły się piękne widoki na zatokę Shoal Bay, z drugiej na plażę Zenith Beach. Wejście na górę jest łatwe, ale trzeba pokonać trochę schodów.
Wracając do Maitland przejeżdżaliśmy przy pożarze w buszu przy drodze. Okazało się, że z powodu szalejącego pożaru, samolot, którym poprzedniego dnia przyleciałam do Newcastle był ostatnim, który dostał pozwolenie na lądowanie. Miałam nadzieję, że lotnisko zostanie otwarte następnego dnia, bo miałam wracać do Brisbane.
Shoal Bay
Newcastle
Ostatni dzień spędziłam w Newcastle, z którego miałam wylatywać do domu. Przez cały dzień spacerowałam po mieście, które akurat było rozkopane i co krok trafiałam na roboty drogowe. Najbardziej spodobała mi się promenada, która prowadzi wzdłuż rzeki Hunter oraz plaża Nobbys, która znajduje się w samym centrum miasta. Z plaży Nobbys można wybrać się spacerem do latarni morskiej Nobbys Lighthouse. Warto podjechać też na plażę Merewether Beach.
Miasto jest ładne i zadbane, ale moim zdaniem nie jest bardzo atrakcyjne turystycznie. Jeśli ktoś planuje odwiedzić Newcastle to myślę, że jeden dzień w zupełności wystarczy.
Po długim spacerze po mieście miałam jechać na lotnisko, jednak okazało się, że było dalej nieczynne a wszystkie loty odwołano z powodu panującego pożaru. Emilka przygarnęła mnie do sobie na kolejną noc i do domu szczęśliwie doleciałam następnego dnia.
Muszę przyznać, że nigdy nie byłam wielką fanką wina, ale w takim pięknym miejscu jakim jest Hunter Valley chyba każdy skusiłby się na chociaż jeden kieliszek wina. Warto tam się wybrać nawet jeśli nie lubicie tego trunku bo Hunter Valley i okolice oferują znacznie więcej niż dobre wino.
Które z powyższych miejsc macie ochotę odwiedzić?
8Dzięki, że zaglądasz na bloga. Jeśli spodobał Ci się wpis, nie wahaj się zostawić po sobie śladu w postaci komentarza lub polecenia tekstu przez kliknięcie serduszka. Każdy pozytywny sygnał od czytelników motywuje mnie do dalszego pisania bloga. - Karolina