Polsko – australijskie historie miłosne

31

Miłość nie zna granic. Doskonałym dowodem na to są moi rozmówcy, którzy pokonali wiele przeszkód, aby stworzyć szczęśliwe związki. Pięć par podzieliło się swoimi polsko – australijskimi historiami miłosnymi. Czego uczy życie z Australijczykiem? Czego Polacy mogą nauczyć Australijczyków? Czy związek na odległość może przetrwać? Między innymi takie tematy poruszają moi rozmówcy.

Anita i Lewis


Moja historia z Australią zaczęła się 1 stycznia 2017. Przyleciałam na wakacje, ale zostałam na dłużej na wizie studenckiej. W czerwcu złamałam stopę przez co byłam uziemiona w pokoju, który wynajmowałam. Wtedy wszyscy moi znajomi korzystali z imprezowego życia Chapel Street w Melbourne. Z nudów weszłam na aplikację randkową. Chciałam po prostu z kimś pogadać. Raczej nie spodziewałam się wielu randek z nogą w gipsie.

Poznałam tam chłopka, z którym fajnie się rozmawiało. Wiedział, że jestem połamana, ale mimo wszystko zapytał się czy miałabym ochotę pójść (o kulach) na randkę. No więc poszłam. I tak jedna randka, druga, trzecia, czwarta i po dwóch miesiącach zamieszkaliśmy ze sobą. Od razu wiedzieliśmy, że lubimy ze sobą przebywać i że jest to coś specjalnego. Tak zaczęło się moje życie z Australijczykiem. Nie ociągaliśmy się w podejmowaniu decyzji. 10 miesięcy od momentu, kiedy zamieszkaliśmy ze sobą, dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży. Wiedzieliśmy, że musimy szybko zaaplikować o wizę stałego pobytu dla mnie. Kilka miesięcy później adoptowaliśmy psa i w nowym, pięknym domku na obrzeżach miasta czekaliśmy na naszego synka. I tak nam już minęły prawie trzy lata razem. Leoś ma już 17 miesięcy i dwójkę psiego rodzeństwa.

Największą przeszkodą w naszym związku była wiza – opowiada Anita


Największą przeszkodą w naszym związku była wiza, która jest droga. Koszt to około 7 tysięcy dolarów australijskich. Do tego dochodzą wszelkie koszta związane z dokumentami, pozwoleniami itp. Dodatkowo, korzystamy z usług prawnika od spraw wiz, co kosztuje kolejne 3 tysiące dolarów. I nadal czekamy. Już prawie dwa lata!

Życie z Australiczykiem zdecydowanie nauczyło mnie luzu, czyli słynnego australijskiego „no worries” i „she will be right”. Wszystko jest robione powoli, bez pośpiechu, wszystko można zrobić jutro. W związku australijsko-polskim najbardziej brakuje mi rodzinności. Mam wrażenie, że Australijczycy nie są zbytnio rodzinni, ani gościnni. Myślę, że to jest największa wartość jakiej ja nauczyłam mojego partnera.


Joanna i Dave


Męża poznałam w Londynie. Ja pracowałam w pubie przy Tower Bridge, a on jako inżynier. Kiedyś, po pracy przyszedł z kolegami na piwo. Z mojej strony to była miłość od pierwszego wejrzenia. Z jego chyba też. Coś mnie do niego ciągnęło. Od razu się dogadaliśmy. On jest niesamowicie mądrym, dobrym i zabawnym człowiekiem, który by mi wszystko oddał. Wtedy jeszcze urzekły mnie opowieści o dalekiej i egzotycznej Australii. Tak zaczęła się nasza wspólna przygoda. W Anglii mieszkaliśmy razem przez 6 lat. Kiedy byłam w 6 miesiącu ciąży, wzieliśmy ślub. A kiedy nasza córka miała 8 miesięcy przeprowadziliśmy się do Australii, gdzie ciągle mieszkamy. Razem jesteśmy już 11 lat.


Od męża nauczyłam się przede wszystkim relaksu. Wydaje mi się, że my Polacy dużo się stresujemy. Ja byłam taka na przykład jak mieliśmy jakieś spotkanie rodzinne. Wszystko musiało pójść zgodnie z planem. A jeśli tak nie było to bardzo się denerwowałam. Mąż nauczył mnie podejścia „go with the flow”, czyli, aby iść z tzw. prądem. Nie ukrywam, że dzięki temu lepiej mi się żyje. Cała rodzina mojego męża jest gwarna i na luzie. Mój mąż, jak typowy Australijczyk lubi z siebie żartować. Ma specificzne poczucie humoru, co udzieliło się i mi. Ponadto nauczył mnie cierpliwości. Jak mówi, że będzie za 30 minut to wiem, że mogę się go spodziewać za 2 godziny. Chociaż jest coraz lepiej. Dave nauczył mnie też ciekawości do świata. Bardzo lubi poznawać nowe kultury i jedzenie. I najważniejsze, nauczył mnie, że wychodzenie poza swoją strefę komfortu jest fajne.


Julita i Tom


Toma poznałam w Berlinie. Był tam na wizie wrok and travel, ponieważ chciał zasmakować życia w kraju nieanglojęzycznym. W momencie, gdy się poznaliśmy ja mieszkałam w Berlinie od 5 lat. Zanim go poznałam, nigdy nie rozważałam wyjazdu du Australii. Niewiele też słyszałam o tym kraju. Im bardziej rozwijał się nasz związek, tym bardziej intrygowała mnie ta odległa kraina. Zaczęłam czytać różne informacje oraz książki na temat Australii. Tom przebąkiwał, że jak jego wiza wygaśnie, będzie chciał wrócić do swojego kraju. W tamtym momencie nie byłam zachwycona moją pracą. Między nami układało się rewelacyjnie, dlatego po paru miesiącach znajomości zadecdowaliśmy się razem przeprowadzić.


Zaczęły się rozważania: jaka wiza będzie dla mnie najlepsza, co chcę ze sobą zabrać na drugi koniec świata i jakie formalności trzeba załatwić. Jako że nie spełnialiśmy wtedy jeszcze wszystkich wymogów do wizy partnerskiej, stwierdziliśmy, że najlepiej będzie, jeśli wyjadę jako studentka. Wyszukałam więc agenta migracyjnego i zaczęłam przygotowywać wszystkie dokumenty. Musiałam udowodnić, że stac mnie na utrzymanie w Australii przez rok. Postanowiliśmy również, że zanim osiądziemy w Australii, chcemy jeszcze pojechać w podróż po Ameryce Poludniowej. To był dobry test dla naszego zwiazku. Ten wyjazd bardzo nas umocnił i pokazał, że pasujemy do siebie.

Zaczęła się walka z czasem – wspomina Julita


Jak już znaleźliśmy się w Ameryce Południowej, dostałam maila od mojego agenta migracyjnego. Potrzebowałam jeszcze zdać IELTS (test z języka angielskiego). Musiałam znaleźć centrum egzaminacyjne w Ameryce Południowej i podpasować mój wyjazd pod ten egzamin. Było to stresujące. Przepadły nam zabukowane bilety do Australii i nie wiedziliśmy kiedy zostanie mi przyznana wiza. To wszystko działo się w listopadzie, a mieliśmy nadzieję być w Australii na święta. Zaczęła się walka z czasem, ale udało się. Parę dni przed świętami dostałam informację, że przyznano mi wizę. W pierwszej kolejności udaliśmy się do Adelajdy, skąd pochodzi rodzina Toma. Ostatecznie zdecydowaliśmy się zamieszkać w Melbourne. Tom uznał, że to będzie najlepsze miasto na start. Mówi się, że Melbourne jest najbardziej europejskim miastem Australii. Jest tu dużo firm międzynarodowych, wydarzeń kulturalnych, sztuki. Wiele osób porównuje to miasto do Berlina.


Australijczycy są bardzo grzeczni oraz uprzejmi. Zawsze żartuje, że z nimi ”ciężko” się pokłócić. Australijczycy są też bardzo kulturalni. Czasem nie powiedzą wprost, że coś im nie pasuje, gdyż nie chcą nikogo urazić. Wielokrotnie uderzała Toma moja polska bezpośredniość. Odkąd rozpoczęłam życie z Australijczykiem, staram się być ”milsza” i stosować inne zwroty językowe. Myślę, że jest to też związane z językiem angielskim i tym jak oni wyrażają pewne rzeczy.


Jeszcze mieszkając w Berlinie myślałam, ze w Niemczech jest najwięcej przepisów, regulacji i sztywnych zasad. Jednak zauważyłam, że Australijczy też uwielbiają wszystko regulować. Tutaj na wszystko trzeba mieć uprawnienia, odpowiednie dokumenty i oni naprawdę się tego trzymają. Z resztą nie dziwię się. Kary są bardzo wysokie, o czym również miałam okazję się przekonać.

Julita i Tom


Jessica i Paweł

W zeszłym roku poleciałam do Polski na wakacje. Większość czasu spędziłam u rodziny mamy na wsi. Znajomi mamy z synami zaprosili mnie i siostrę nad zalew. Chyba byli ciekawi dziewczyn z Australii. Poszłyśmy się zapoznać. Jeden chłopak zwrócił moją uwagę. Później dowiedziałam się, że ja też mu się spodobałam. Podczas tamtego wyjazdu często się spotykaliśmy. Mój kuzyn z Australii też przyleciał do Polski i razem chodziliśmy do baru i nad zalew. Pod koniec moich wakacji w Polsce, ja i Paweł zaczęliśmy spędzać więcej czasu tylko we dwójkę. Cztery dni przed moim wyjazdem do Australii, Paweł wyjechał do Niemiec do pracy. Za bardzo nie wiedzieliśmy co się z nami stanie.


Po wyjeździe ciągle do siebie pisaliśmy. Kiedy wrócił do Polski, a ja już byłam w Australii zaczęliśmy rozmawiać używając kamerki. Zastanawialiśmy się, kiedy się znowu zobaczymy. Dla mnie było łatwiej polecieć znowu do Polski. 2 miesiące później kupiłam bilet do Polski. W końcu mogłam pobyć z babcią i pierwszy raz spędzić z nią święta. Rodzina Pawła zaprosiła nas do nich na wigilię. Od świąt cały czas jesteśmy razem. Załatwiłam dla Pawła wizę turystyczną do Australii, którą dostał od razu. Przylecieliśmy do Australii w marcu. Mamy wrócić do Polski na jakiś czas w czerwcu, ale koronawirus pokrzyżował nam plany. Podczas pobytu w Australii Paweł zauważył, że Australijczycy są bardzo uprzejmi.


Kasia i Frank


Franka poznałam podczas mojej podróży po Australii. Z koleżanką, która tam studiowała chciałyśmy pozwiedzać antypody. Po 2 tygodniach podróży nasze drogi się rozeszły. Ja pojechałam dalej, gdyż miałam mniej czasu, ona została gdzieś na północy kraju. Jadąc na południe (na stopa) kontaktowałam się z ludźmi z couchsurfing (portal oferujące damowe noclegi). Frank zaoferował mi nocleg. Po wielu przygodach po drodze, w końcu dojechałam do Franka. Miło spędziliśmy popołudnie i pokazał swoją dzielnicę. Pobyt u Franka był przystankiem na 2 dni, ale spowodował zmianę dalszej drogi w moim życiu, o czym przekonałam się później.


To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Fajnie nam się rozmawiało. Frank był sympatyczny, zabawy, pełen szacunku i kulturalny. Spodobało mi się to. Po powrocie do Europy byliśmy w kontakcie. Codziennie rozmawialiśmy na whatsapp (komunikator), przez co bardzo dobrze się poznaliśmy. Najpierw pisaliśmy wiadomości, bo to było najłatwiejsze. Z czasem zaczeliśmy nagrywać wiadomości głosowe, potem filmiki i czasem też dzwoniliśmy.


Do Europy wróciłam z przekoniem, że polecę do Australii w następnym roku – pisze Kasia

Nie wiedziałam jak, ale czułam, że tak się stanie. Przeszkodami w naszej znajomości był brak widywania się. Dlatego po paru mięsiącach w Europie, Australia była tylko wspomnieniem z wakacji. Jedynym „rzeczywistym” połączeniem byl Frank, z którym ciągle rozmawiałam. Po pół roku spotkaliśmy się w Azji, gdzie spędziliśmy 3 wspaniałe tygodnie. Musieliśmy sprawdzić czy chcemy ze sobą być. Spotkanie w Azji udowodniło nam, że chcemy być razem.

Z powodów rodzinnych Frank nie mógł przyjechać do Europy, dlatego po kolejnym pół roku zaczęłam rozglądać się za wizami. Znalazłam pracodawcę, który chciał mnie zatrudnić i pomóc z wizą. Frank odwiedził mnie w Europie, po czym ja polecialam do Australii. Zamieszkaliśmy w Brisbane, gdzie mieszkał Frank. Wynajeliśmy domek na „nóżkach”, tzw. Queenslander. W domu oprócz nas mieszkały karaluchy. Po kilku latach wzieliśmy ślub. Teraz staramy się codziennie pracować nad własnym rozwojem, aby być szczęśliwymi razem i osobno.


Czego nauczyło mnie życie z Australijczykiem? Na pewno pomógł mi w zrozumieniu języka i kraju. Wiecie, że wielu Australijczyków nie płucze naczyń po myciu? Australijczycy chodzą na boso gdzie mogą, dużo czasu spędzają na świeżym powietrzu i uwielbiają BBQ (grille). Często wychodzą na kawę na miasto. Poza tym, są bardzo otwarci na rozmowę z obcymi oraz dużo się usmiechają. Na pewno życie z Australijczykiem nauczyło mnie bycia otwartym na różnych ludzi, na inne kultury. Po 5 latach w Australii jestem pewna że to mój kraj i to tu powinnam się była urodzić.

Czy ktoś z Was stworzył związek z Australijczykiem? Czego nauczyło Was życie z Australijczykiem?

31

Dzięki, że zaglądasz na bloga. Jeśli spodobał Ci się wpis, nie wahaj się zostawić po sobie śladu w postaci komentarza lub polecenia tekstu przez kliknięcie serduszka. Każdy pozytywny sygnał od czytelników motywuje mnie do dalszego pisania bloga. - Karolina

Komentarze do “Polsko – australijskie historie miłosne”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • autor

  • Od lat marzyłam o podróży do Australii i od jakiegoś czasu spełniam moje marzenie.
    Zapraszam do wspólnej podróży po Australii i innych zakątków świata, które udało mi się odwiedzić.
    Udanego podróżowania!

  • Tematyka

  • Australia i Świat

  • Najczęściej komentowane

  • Najpopularniejsze posty