Tyaglum to mała miejscowość w Nowej Południowej Walii, do której można dojechać w około 45 minut z Gold Coast. Mieścina liczy około 300 mieszkańców. Dookoła są góry, lasy i stad krów i koni. Po prostu cisza i spokój. Idealne miejsce dla miłośników przyrody. Przyrody, która wchodzi do domu. Dosłownie.
Ze znajomymi wybraliśmy się do Tyaglum na weekend. Wynajeliśmy dom na farmie. W drodze na farmę mijaliśmy stada krów i koni. Wieczorem zza krzaków wyskakiwały kangury.
Dojeżdżamy do domu na wzgórzu jak słońce już chowa się za górami i mówi dobranoc. Rozpakowuję manatki i robię obchód domu. Dom bardzo klimatyczny, drewniany, cieńkie plastikowe okna i drzwi, które otwierały się przy mocniejszym podmuchu wiatru. Weranda otaczała dom. Z jednej strony stał mały piecyk, wokół którego rozstawione były krzesła i zaraz obok krzesła ‘jaja’ wisiały z sufitu. Posiłki jedliśmy przy stole na werandzie z widokiem na góry. Coś pięknego. W domu stały wielkie drewniane łoża i piecyk w kuchni, w którym bawiły się płomienie. Bardzo klimatycznie. Dom trochę przypominał mi stare chaty z polskich wiosek. Tylko w Tyaglum było trochę więcej owadów i pajęczyn. No ale w końcu to Australia. Z owadami jestem za pan brat.
Podczas odbchodu domu zajrzałam do toalety. Coś zielonego rzuciło mi się w oczy. Najpierw pomyślałam, że to kostka zapachowa do toalet. Powoli zaczęłam ruszać w stronę kuchni, ale kątem oka ujrzałam, że ta niby kostka się rusza. Podeszłam bliżej i zobaczyłam żabę uwięzioną na dnie muszli klozetowej! ‘No tak, przecież jestem na wsi’ – wszystko może się zdarzyć. Kangury i owady już były to teraz czas na żabę’ – pomyślałam. Nie obyło się bez pisku. Na szczęście kolega przyszedł na ratunek, żabę wyłowił i wypuścił na łąkę.
Każdy się rozpakował, zjedliśmy obiad i odpoczywamy przy piecu. Myślałam, że to już koniec z przygodami z matką naturą.
Dookoła ciemno. Nagle słyszymy głośne: ‘muuuu’. Wychodzimy przed dom, a tam stado krów! Jeszcze tego brakowało. No ale w końcu jesteśmy na farmie. No nic, wróciliśmy do stołu.
Koleżanka Kristy poszła położyć 5 miesięczne dziecko do łóżeczka. W kuchni śmiechy – chichy, a tu nagle Kristy wpada do kuchni, blada jak duch i woła męża – ‘Mike, there is a snake in our bedroom’ (Mike, mamy węża w pokoju). Każdy wpada w panikę. Mike na szczęście wychował się na farmie i węża widział nieraz. Do pokoju poszliśmy za Mike’m, który powoli odsunął stary kufer zaraz przy łóżku, za którym chował się wąż. Mike szybko odskoczył i nagle krzynął: ‘Fuck! It’s a brown snake. Podnoście dzieci i odejdzcie stąd’ (była z nami dwójka maluchów). *Eastern brown snake (lub brown snake) należy do jednych z najbardziej jadowitych węży na świecie*
Wyobraźcie sobie panikę w pokoju! Jedna para z dzieckiem postanowiła wracać do domu (było już po 23). Ja z resztą znajomych zostaliśmy, ale zanim poszliśmy spać sprawdziliśmy każdy kąt i szparę w domu.
Australijska flora i fauna jest piękna, ale trzeba z nią uważać. Nie można zapominać o niebezpieczeństwach czyhających w rzekach (krokodylach), oceanie (rekiny) lub lasach (węże). Według statystyk rocznie około 3000 mieszkańców Australii jest ugryzionych przez węże. Połowa śmiertelnych przypadków spowodowana jest ukąszeniami właśnie przez brązowego węża. Ale też nie dajmy się zwariować! Jeszcze nigdy nie widziałam węża w mieście i nie miałam pająka w domu. Szanse, że znajdziemy węża w domu są małe. Właściciele domu wietrzyli go przed naszym przyjazdem zostawiając wszystkie drzwi i okna szeroko otwarte. Nie wiem, czy wąż przypełzał przed naszym przyjazdem, czy już jakiś czas chował się w domu.
Wiecie jak Kristy znalazła tego węża? Panicznie boi się pająków i przed spaniem postanowiła sprawdzić swoją sypialnie. Na kolanach, z latarką w ręku sprawdzała czy nic nie chowa się pod łóżkiem. Sama nie wie czemu, ale postanowiła odwrócić się i zerknąć na skrzynię za nią. Jak tylko zaświeciła tam latarką zauważyła świecące oczy. Nawet nie chcę pomyśleć, co mogłoby się stać jakby Kristy z mężem wybrała inną sypialnie. Mi do głowy by nie przyszło, żeby sprawdzić pokój!
Weekend był najbardziej udany, ale jakoś nie mogłam się wyspać… Jak zamykałam oczy do snu to zamiast wiedzieć piękne góry i łąki widziałam tego węża. No ale takie już są uroki natury. Nie mam zamiaru siedzieć w domu i myśleć o wężach i pająkach. Trzeba zachować ostrożność i tyle.
6Dzięki, że zaglądasz na bloga. Jeśli spodobał Ci się wpis, nie wahaj się zostawić po sobie śladu w postaci komentarza lub polecenia tekstu przez kliknięcie serduszka. Każdy pozytywny sygnał od czytelników motywuje mnie do dalszego pisania bloga. - Karolina
Słyszałam już wiele podobnych historii :). Ale mam nadzieję tam pojechać!
Na szczęście taka przygoda przytrafiła mi się pierwszy raz. Mam nadzieję, że już się nie powtórzy 🙂
O, ja też panicznie boję się pająków, tak jak Kristy! Dlatego jeszcze właśnie nie byłam w Australii ale moja ciocia w Melbourne mówi, że w domach bardzo rzadko się zdarzają. Na żabę też bym piszczała, jednak bardziej z szoku. A wąż… nie wiem jakbym zareagowała 😀 Ale masz przygody!
Przygód z wężami wolę nie mieć… Mam nadzieję, że to był ostatni raz 😉
Kluska !!! do domu!! co to za wężowe przygody?!!
Było i się zmyło 🙂
No no to się nazywa przygoda 😛
No no wypoczynek pełen przygód 😛
Szczerze, mam nadzieję, że już mnie takie przygody nie spotkają.