Nowa Zelandia kojarzy mi się przede wszystkim z Władcą Pierścieni z hobbitami, ale również z niezwykłymi krajobrazami, które rozciągają się w nieskończoność. W 2013 znalazłam tanie bilety i postanowiłam sprawdzić, jak to jest. Niestety nie spotkałam żadnego hobbita ani ptaka kiwi, ale trafiłam do magicznego miasta.
Queenstown jest położone na południowej wyspie nad rzeką Wakatipu. Jest miastem bardzo turystycznym znanym ze sportów zimowych oraz sportów ekstremalnych. Niektórzy porównują Queenstown do Zakopanego, czy słysznie nie wiem. To właśnie tu postało pierwsze komercyjne miejsce do skoków na bungy – the Kawarau Bridge Bungy. O mojej przygodzie ze skokiem na bungee przeczytasz tu. Jedno jest pewno, Queenstown jest jednym z najpiękniej położonych miast, w których byłam.
Do Queenstown można przylecieć bezpośrednio (lotnisko znajduje się jakieś 6 kilometrów od centrum) albo wylądować na innym lotnisku np. Christchurch i przejechać piękną trasę. Po drodze jest co zwiedzać, przeczytajcie o tym tu.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po przyjeździe do Queenstown to piękne położenie. Poczułam się jak w bajce, dookoła miasta góry ze szczytami przykrytymi śniegiem, błękitne niebo, kolorowe liście na drzewach i odbicia małych chatek i łódeczek na jeziorze. Nową Zelandię odwiedziłam jesienią, bo potrzebowałam przerwy od upalnej Australii. Pamiętam do dziś, jak cieszyłam się zakładając czapkę, rękawiczki i kurtkę zimową. Znajomi komentowali zdjęcia: ‘W końcu jesteś normalnie ubrana’.
Wycieczka do Nowej Zelandii to była przede wszystkim okazja do świętowania pierwszej rocznicy ślubu. Zarezerwowaliśmy dzień pełen atrakcji: przelot helikopterem, white water rafting, czyli spływ pontonem, Shotover jet, czyli przejażdżka łodzią ‘odrzutową’ pomiędzy skałami oraz skok na bungy (134 metry). Po skoku na bungy, jakby adrenaliny na dzień było za mało mój mąż dokupił ‘huśtanie się’ na największej huśtawce świata. Wisieliśmy 160 nad ziemią, kiedy nagle zaczęliśmy spadać w dół z prędkością 120 k/h. Tej nocy, po tylu emocjach spałam jak suseł.
Kolejną z atrakcji jest wjazd ‘gondolą’ na Bob’s Peak skąd rozciągał się niesamowity widok na Queenstown. Stąd również można skakać na bungy, latać na paralotni, spacerować, jeździć rowerami albo na małych samochodzikach, tzw. luge. To dopiero jest zabawa. Każdy dostaje kask i swój samochodzik i zjeżdża w dół niebieską albo czerwoną trasą.
Kolejne dni upłynęły nam na spacerach, piciu gorącej czekolady i jedzeniu. Jedzenie w Queenstown było przepyszne. Codziennie próbowaliśmy innej kuchni, tu słynnych burgerów, tu żeberek a gdzie innej pizzy. Raj dla smakoszy. Pamiętam jednego wieczoru, z drinkiem w ręku siedzieliśmy na dworze przy kominku wsłuchując się w drewno palące w kominku.
Ze względu na bezpieczeństwo ceny atrakcji w Queenstown są wysokie. Jeśli ktoś planuje wycieczkę w te strony i chce, żeby podskoczyła mu adrenalina musi pamiętać, żeby zasilić swoje konto. Lokalizacja i widoki w Queenstown i okolicach są na tyle niesamowite, że chyba każdy zakocha się w tym miejscu po prostu tam będąc.
Komu podobają się takie widoki? Kto ma ochotę odwiedzić to piękne miasto?
0Dzięki, że zaglądasz na bloga. Jeśli spodobał Ci się wpis, nie wahaj się zostawić po sobie śladu w postaci komentarza lub polecenia tekstu przez kliknięcie serduszka. Każdy pozytywny sygnał od czytelników motywuje mnie do dalszego pisania bloga. - Karolina
Piękne zdjęcia i pewnie przygoda genialna 🙂
Dziękuję. Bardzo chcę wrócić do Nowej Zelandii.
Najpiękniejszy milford track w nowej Zelandii z mila chęcią przeszłabym jeszcze raz!