Z Polski do Australii, czyli miłość na końcu świata

40

„Chwyć życie za nogi i duś jak cytrynkę!” – ponad 20 lat te słowa napisała w moim pamiętniku moja przedszkolanka. Coś w tym jest.

Po skończeniu studiów licencjackich w Anglii poleciałam z koleżanką na kilka tygodni do Azji. Przez okres studiów sama się utrzymywałam i zarabiałam akurat tyle, żeby płacić za mieszkanie, jedzenie i podróże. Bilet do Azji okazał się jednak wielkim jednorazowym wydatkiem dla studentki i myślałam, że moja podróż życia się nie odbędzie. Na ratunek przyszła koleżanka, z którą miałam lecieć. Kupiła za mnie bilet, a ja oddawałam jej pieniądze w ratach. Przez 3 tygodnie podróżowałyśmy po Singapurze, Malezji, Indonezji oraz Tajlandii.

Jeden odwołany lot i zmiana kierunku podróży były początkiem mojej australijskiej przygody

Mimo później godziny, w sali przylotów kręciło się trochę podróżujących, między nimi on. Jego samolot wylądował z dużym opóźnieniem. Zobaczył mnie na lotnisku. Swoje kroki kierowałam do odprawy paszportowej. Zauważył dokąd idę i stanął w kolejce tuż przede mną. Rozmawiałam z koleżanką po polsku. Nagle odwrócił się i troszkę łamaną polszczyzną zaczął do nas mówić. Rozmawialiśmy przez około 5 minut, po czym wymieniliśmy się kontami na Facebook’u. Podróżując często zawieram nowe znajomości, tym razem było podobnie. Jednak nasze podróżnicze plany były zupełnie inne i do spotkania w azjatyckich tropikach nie doszło.

Masz wiadomość

Po powrocie z Azji zaczęliśmy często rozmawiać na Facebook’u. Krótkie wiadomości zmieniały się na maile, później godzinami rozmawialiśmy na czacie. Następnie planowaliśmy spotkania online, żeby móc porozmawiać. Od czasu do czasu padały pytania w stylu: ciekawe, czy kiedyś uda nam się spotkać na żywo? Rozmawialiśmy o najlepszym terminie spotkania, jednak na drodze było kilka przeszkód. A największą z nich brak pieniędzy na bilet lotniczy. Po pół roku naszej 'znajomości’ poprosił, żebym sprawdziła maila. Sprawdziłam skrzynkę mailową a tam… bilet do Australii.

Co jeśli wakacje życia w Australii będą jednym wielkim niewypałem?

Z jednej strony cieszyłam się jak głupia, a z drugiej przemawiał rozsądek. ‘A co jeśli się nie dogadamy w prawdziwym życiu? Co jeśli wakacje życia w Australii będą jednym wielkim niewypałem’ – rozmyślałam. Babcia i ciocie ostrzegały, żeby nie brać od nieznajomego żadnych prezentów. Przecież łatwo można schować narkotyki w pluszowym miśku, a resztę życia spędzę w więzieniu.

Do tego doszedł problem z pracą i studiami. Dzień po otrzymaniu biletu miałam zaczynać nową pracę w Sopocie. Dopiero co wróciłam do Trójmiasta po 3 latach studiów w Anglii. Pracę znalazłam dość szybko, ale na zlecenie. Bałam się, że pracę stracę zanim jeszcze ją rozpocznę. Na szczęście nie było z tym problemu. Przepracowałam 2 miesiące i po powrocie z Australii wróciłam do pracy. Ze studiami też nie było kłopotów. Udało mi się dogadać z lektorami. Po raz kolejny miałam oparcie w rodzicach, którzy kilka lat wcześniej wspierali mnie podczas mojej rocznej przerwy w liceum. O mojej gap year w Danii przeczytacie TU.

Wylot pod znakiem zapytania

Do Australii wylatywałam z Anglii w dniu moich urodzin. Wylot zazębił się z oficjalnym zakończeniem studiów i ceremonią rozdania dyplomów. W tym ważnym momecie towarzyszyły mi mama i koleżanka. Dziewczyny wracały do Polski, ja wylatywałam do Australii. Do chłopaka, którego widziałam pół roku wcześniej, a spędziliśmy niezliczone godziny na wspólnych rozmowach ze sobą.

Do dnia wylotu nie widziałam, czy moja podróż do Australii będzie możliwa. Wszystkie lotniska w Londynie były zamknięte przez opady śniegu. Na szczęście w dniu odlotu otworzyli lotnisko Stansted, z którego wylatywałam! Dziewczyny przez pogodę zamiast do Gdańska doleciały do Poznania.

Sąsiadka z samolotu zapytała gdzie i do kogo jadę:

Do Australii. Do takiego chłopaka.
Acha, Twój chłopak? – dopytywała.
Nie, nie. W sumie się nie znamy, dużo rozmawialiśmy na Facebook’u’ – mówię.
‘Brzmi jak coś poważniejszego niż kolega. Nie każdy odważyłby się lecieć do nieznajomego na drugi koniec świata.’ – odpowiedziała.

Coś we mnie drgnęło. Miała rację. Przecież gdybym czegoś nie czuła, nie leciałabym do niego…

Cztery tygodnie w Australii zleciały jak jeden dzień. Pewnego dnia spytał, czy chciałabym się przeprowadzić do Australii. Wyśmiałam go. Po kilku sekundach zobaczyłam jego poważną minę. Zrozumiałam, że nie żartuje. Nie mogłam nic obiecać. Przecież dopiero co wróciłam do Polski, zaczynałam układać sobie życie od początku, rozpoczęłam studia magisterskie. A poza tym wakacje różnią się od prawdziwego życia. Nie miałam pewności, czy to nie było wakacyjne zauroczenie.

Wróciłam do Polski i czegoś mi brakowało. Moje serce było przepełnione pustką. Zaczęliśmy rozmawiać na Skypie. Pamiętam jak wpatrywałam się w małą ikonę z jego zdjęciem na ekranie. Właśnie tak rodzice i znajomi go poznali. ‘Ten chłopak z ekranu’ żartowaliśmy. Mimo, że byliśmy oddaleni od siebie kilometrami i wieloma strefami czasowymi, czułam, że byliśmy blisko. Miesiąc po powrocie z Australii napisał, że kupił bilet do Europy i czy możemy się spotkać.

Reszta to już przeszłość. Długo by pisać o wszystkich przeszkodach, które musieliśmy po drodze pokonać, żeby być razem. Do dzisiejszego dnia pamiętam nasze aplikacje o wizę, które ważyły po 2 kilogramy. Czy pisanie esejów i pracy magisterskiej na lotniskach. Przygody z liniami lotniczymi, które 3 razy pobrały kwotę za bilet do Australii z mojego konta, czego skutkiem było, że na koncie miałam -10.000 PLN i przez kilka miesięcy odsetki rosły. Nie było łatwo, ale teraz się z tego śmiejemy.

Nie zawsze jest różowo

Na początku zżerała mnie tęsknota za rodziną, znajomymi i ‘moim’ życiem. W Australii, po raz kolejny zaczynałam wszystko od początku, w zupełnie innym kraju, z innymi ludźmi. Kilka razy chciałam spakować walizki i powiedzieć: do widzenia, ale zostałam. Ten chłopak w sobie coś, co spowodowało, że kilka lat temu przeprowadziłam się do Australii na stałe i na plaży, gdzie fale lekko łaskotały nam stopy przyrzekliśmy sobie miłość do końca życia. Klikając TU dowiecie się co pomogło mi odnaleźć się w obcym kraju.

3325

Spotkanie na lotnisku w Azji zmieniło moje życie na zawsze. Znajomi żartują, że jestem w czepku urodzona. Nie zgadzam się z nimi. Ja po prostu korzystam z życia i staram się myśleć pozytywnie. Nie bałam się zrobić rocznej przerwy z liceum czy wyjechać z koleżanką w podróż do Azji. Miałam odwagę zrezygnować ze swojej pracy. Nie bałam się wsiąść w samolot i zaryzykować spotkania z nieznajomym na końcu świata.

Wierzę, że w pewnym stopniu kontrolę nad naszym życiem. Możemy siedzieć w domu na czterech literach i myśleć, co by było gdyby… Nie mówię, że wszystko musi się udać, bo w życiu nie wszystko się udaje. Mi się wiele w życiu nie udało, ale nie ma sensu o tym pisać. Trzeba pamiętać o przyjemnych chwilach w życiu. To one powinny nas motywować do działania i poznawania naszych granic. Warto próbować i wyjść ze strefy komfortu, ale oczywiście z rozsądkiem. Jak się nie uda? Wyciągnijmy wnioski i uczmy się na błędach. A jak się uda? To cudownie.

Jakie jest Wasze podejście do życia? Ryzykujecie czy wolicie, żeby życie za Was decydowało? Przytrafiło się Wam kiedyś coś, co zmieniło Wasze życie?

Podzielcie się. Chętnie przeczytam Wasze historie.

40

Dzięki, że zaglądasz na bloga. Jeśli spodobał Ci się wpis, nie wahaj się zostawić po sobie śladu w postaci komentarza lub polecenia tekstu przez kliknięcie serduszka. Każdy pozytywny sygnał od czytelników motywuje mnie do dalszego pisania bloga. - Karolina

Komentarze do “Z Polski do Australii, czyli miłość na końcu świata”

  • Zyla82 pisze:

    Piękna historia….sam mam podobną, bo żonę poznałem przez internet…ona w Karpaczu a ja w Brisbane. No ale juz po kilku miesiacach też rzuciła wszystko w Polsce i przyleciała do chlopaka z ekranu 🙂 Z czasem oświadczyłem się pod operą w Sydney, a od Sierpnia zeszłego roku jesteśmy szczęścliwym małżeństwem, choć z dala od rodziny i przyjaciół w Polsce. Pozdrawiam Piotrek

  • Anonim pisze:

    Piękna historia dwojga ludzi …..
    Wierzę , że tak można ….
    Wierzę , że na każdego czeka gdzieś druga połowa ….
    A może to być na drugim końcu świata ….
    Ciesze się , że Wam się udało …..
    Oby całe Wasze życie byli spełnieniem …
    Calusy 😚 😚 😚

  • Asia Proczek pisze:

    Pięknie napisane! Wspaniała romantyczna historia, o której każda kobieta marzy! 🙂 Tak!!! czasami trzeba zaryzykować i pozwolić by życie się DZIAŁO 🙂 to my : mojekontiki 🙂

  • Super opowiesc Podobna historia nas laczy 🙂 Ja tez swoja milosc Poznalam na koncu swiata i po 2 miesiacach znajomosci telefonicznej dostalam od niego bilet do Australii w celu poznania sie blizej 🙂 przylecialam do Australii i zostalam juz na zawsze z milosci do NIEGO 🙂 . Ps. tez mnie tak rodzina Ostrzegala jak ciebie Hahahaa a tu juz 10 latek stuknie nam po slubie za pare tygodni 🙂 pozdrawiam

  • Zuzia pisze:

    Troche mi smutno jak to czytam. U mnie bylo podobnie z tym,ze poznalismy sie przez internet. Niestety po 3 latach bajka sie skonczyla. No nic, trzeba sie cieszyc, ze cos takiego czlowieka spotkalo. 🙂
    Pozdrawiam!

    • Karolina pisze:

      Przykro mi. Ale jak piszesz, trzeba się cieszyć, że coś takiego się przytrafiło Tobie. Jeszcze kogoś spotkasz i bajka znowu się zacznie 😉

  • Werka pisze:

    Zryczalam się Karolajna. … nie zapomnę nigdy jak Opowiadałam o Tobie moim koleżankom a za pół godziny spotkalysmy się na meczu na placu zebrań ludowych. I mówię do koleżanek „o to ta dziewczyna co ma takie piękne życie”… podziwiam Cię i gratuluję odwagi.

    • Karolina pisze:

      Wera! Dzięki. Nie wszystko w moim życiu jest piękne, ale wolę pisać o tym co piękne i te mniej przyjemne sprawy odsuwać na bok, żeby się nimi nie przejmować jak nie muszę. Życie jest za krótkie żeby się przejmować ciągle.

  • Monika pisze:

    Podoba mi sie Twoje podejscie do zycia! Ja mam podobne, stawiam na ryzyko. I bardzo podobnie jak i Tobie dużo rzeczy mi wyszło mimo tego że były trudnosci, przeszkody i przestrogi. Jestem juz w Kanadzie od 20 lat i jest super! Teraz bede podejmowała nowe ryzyko jesli chodzi o zmiane kariery i tez jestem pozytywnie nastawiona że wszystko sie uda! Życze Wam duzo szczescia i miłosci! Pozdrowienia z Kanady 😊

    • Karolina pisze:

      To i jest to! Pozytywne nastawianie do życia i odwaga. Życzę powodzenia.
      ps. Ja też czaję się, żeby wrócić na studia… 😛

  • Anonim pisze:

    ja poznalam juz teraz swojego meża przez jego brata.. brata poznalam na zagranicznym portalu internetowym- moj cel to nauka ang..
    z bratem nie wyszlo, nawet nie zdazylismy sie poznac, ale za to maz zobaczyl w telefonie moje zdjecie na skype i „ukradł” moj nr tel…
    na poczatku go odprawilam, zbywalam, pisalam ciagle , że nie chce by do mnie pisal i nie odpisywalm na wiadomosci, albo odp po kilku dniach…
    potem jednak dalam sie namowic na rozmwe przez skype, bo cos mnie w nim intrygowalo..
    podczas rozmowy urzekl mnie tak bardzo, ze 2 tyg pozniej bylam juz w holandii, gdzie mieszkał…
    miesiac pozniej mi sie oswiadczyl…
    niestety zalatwianie formalnosci zajelo nam od kwietnia do listopada… łacznie z sądem , bez ktorego się nie mogło obejść…
    przed nami jeszcze dużo spraw, ale dla kogos takiego warto….
    mam męża pracowitego, oddanego, ktory wie co w zyciu ważne i nie trzeba mu palcem pokazywac….
    przed nami jeszcze dluga walka z urzedami, ale wierze że nam się uda…

    • Karolina pisze:

      Dziękuję, że podzieliłaś się Twoją historią! Życie jest pełne niespodzianek, prawda? Trzymam kciuki i wierzę, że Wam się uda! Masz pozytywne nastawienie i to już wiele znaczy!

  • Julia Raczko pisze:

    Karola! Wzruszyłam się 🙂 To odważne, że podzieliłaś się Waszą historią. Sama nie wiem, czy ja odważyłabym się, gdyby nie to, że stało się to w trakcie podróży i zostało po prostu zapisane w pamiętniku… I ja chętnie posłuchałabym o tych przeszkodach. Mam nadzieję, że kiedyś mi opowiesz przy winie. Dużo miłości dla Was z okazji rocznicy!

    • Karolina pisze:

      Dziękuję. Z chęcią opowiem. Wtedy to płakałam i byłam bliska poddania się. Dobrze, że to już przeszłość i mamy się z czego pośmiać.

  • Anonim pisze:

    Ty przynajmniej miałaś tyle rozumu w głowie, że trochę czasu minęło zanim się wyprrowadzilaś ( wiem że odległość większa bo moja to tylko warszawa- Śląsk)… W co do mojej historii…. Tydzień znajomości… A właściwie ukradkowych schadzek ( pomińmy wytłumaczenie czemu). Wiedza o nim minimalna… Po tygodniu każdy pojechał w swoją stronę. Rozmawialiśmy, telefon, Skype, Facebook… Po miesiącu wbrew wszystkim i wszystkiemu wyjechałam do niego. (mama śmiertelnie się obraziła za moją lekkomyślność i długo trwało zanim mi wybaczyła). Ale najważniejsze jest to, że się nie bałam i podjęłam ten krok. Po pół roku były zaręczyny a potem przeprowadzka w.moje strony. Teraz moja „wakacyjna przygoda” jest moim mężem.
    Przyznam, że był to jedyny raz w życiu kiedy się na coś takiego pozwalam. Po prostu wsiadam w pociąg i pojechałam. Czy to było dobre? Czasami się zastanawiam…. Ale z drugiej strony już innego życia nie umiem sobie wyobrazić…

    • Karolina pisze:

      To się nazywa odwaga. Dopóki jesteście szczęśliwi razem to się liczy. Niesamowite jest to, co człowiek jest zdolny zrobić dla miłości. Cieszę, że mama już wybaczyła. Powodzenia i dziękuję za podzielenie się Twoją historią.

  • Jeju! Niesamowita, filmowa wręcz, historia! Nie wyobrażam sobie nawet ile musieliście przejść. Ale piękne jest to, że było warto i że teraz jesteście razem, szczęśliwi i zakochani. Wiadomo, że nie zawsze jest różowo, ale każda zdrowa relacja taka jest. Życzę dużo zdrowia, szczęścia i żeby loty do Polski były jak najtańsze, żebyś częściej mogła odwiedzać rodzinkę i znajomych 🙂 Albo oni Was!

    • Karolina pisze:

      Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że Twoje życzenia się spełnią, na pewno przydałyby się. Nie było łatwo, ale przyjemniej teraz mamy z czego się śmiać 🙂

  • Alicja pisze:

    Pamiętam jak nam o tym opowiadaliście przy kolacji i aż nie mogłam uwierzyć w taka bajkową historię 🙂 Wtedy też przeczuwałam że mimo bajkowości to pewnie było przy tym wiele problemów, wątpliwości i wahania – jak to w życiu. I Ty jesteś przykładem że bez podejmowania konkretnych decyzji, nie ma szczęścia i przygód 🙂

    • Karolina pisze:

      Czym byłoby życie bez przygód i przeszkód? Nuda 😛 Pokonywanie przeszkód, mimo, że możby być męczące daje wiele satysfakcji jak już je pokonamy.

  • Historia jak z romansu! Gratuluje i zycze kolejnych lat w szczesciu:) Ty i twoja przedszkolanka macie racje, czasem warto jest zaryzykowac, wziac zycie za rogi i dusic jak cytrynke;)

  • Kolejna historia, która potwierdza, że zdarzają się takie sytuacje. Podróżujący wiedzą, że tak może być i tak się dzieje. Ja Dorotę również poznałem w podróży. Każdy z nas osobno, a dzisiaj już razem 🙂 Gratuluję pięknej i dobrej historii.

  • Ewa pisze:

    Kurczę, mega się wzruszyłam! Cudowna historia! Gratuluję odwagi i tego, że nie bałaś się zaufać swojej intuicji i poszukać szczęścia. Wszystkiego dobrego!

  • Gratuluję odwagi i siły, jakich trzeba było do pokonania tych wszystkich przeszkód 🙂 Historia naprawdę niesamowita – chce się żyć czytając, że takie rzeczy naprawdę się zdarzają 🙂

  • Asia pisze:

    Takie „sztuczki” losu są bardzo pokrzepiające i zachwycające. Nic nie dzieje się bez przyczyny, to prawie moje motto:) powodzenia!

  • Piękna historia! Dla niedowiarków 🙂

  • Anna Brandys pisze:

    super historia 🙂 Ja męża poznałam w Bułgarii, ale to był polski obóz taneczny, więc nie do końca się liczy 😉

  • Aż się wierzyć nie chce, że tak wyjątkowe historie się zdarzają! Ty wygrałaś, bo nie bałaś się zaryzykować. Bo byłaś w stanie rzucić wszystko i wyjechać. Bo jedno spotkanie na lotnisku okazało się być przełomowym w Twoim życiu. Podziwiam Cię i z całego serca trzymam kciuki!
    Pisz, pisz, pokazuj więcej Australii – bardzo podoba mi się Twój blog.

  • Monika pisze:

    Oj , podobnie do moje historii . Moj maz , polak/australijczyk , przyleciaal do Polaksi na wakacje , ja jeszcze wtedy chodizlam do szkoly , zostal kilak miesiecy i polecial do domu . Zycie juz nigdy nie byl takie samo . Po roku przyjechal jeszcz raz , ale tym razem po to , zeby pomoc mi zalatwiac sparwy wizowe. Mialam 21 lat !! cale zycie przed saba , nigdy nie zapomne mojego pierwszego lotu do Au . Tak , zdadam sie z Toba , zycie trzeba uzywac , gdybym miaka zrobic to wszysto jeszce raz , zrobialbym , mimo ze tak jak i u Ciebie , wcale nie jest idealnie . Ale po 16 latach juz wiem ze idealnie nie istenieje . i wszuysko zalezy od naszgo nastawienia.

    • Karolina pisze:

      Hej Monika, niesamowita historia. Zgadzam się z Tobą, że życie nigdy nie jest idealne, ale ważne jest, żeby przebrnąć przez te małe niedoskonałości. Jak to się mówi, co nas nie zabije to nas wzmocni 🙂 Kolejnych szczęśliwych lat Wam życzę!

  • Moja historia troche podobna. Tylko zdecydowanie starsza – ja poznalam mojego Australijczyka na kilka tygodni przed moimi 35 urodzinami. Podrozowalam z siostra po poludniowo-wschodniej Azji przez 2 miesiace (Wietnam, Kambodza, Tajlandia, Malezja, Singapur), a potem kontynuowalam sama (moja mlodsza o 10 lat siostra musiala wracac na swoj uni). Ja po zaliczeniu kolejnych 2 miesiecy (Indonezja, Brunai… HongKong, Makao, Chiny) rozpoczelam ostatni etap mojej „podrozy zycia” – transsyberyjska trasa Pekin-St Petersburg z postojami po drodze. Poznalam go – Australijczyka – na pierwszym postoju w stolicy Mongolii. Podrozowalismy razem od tego momentu. Po 3 tygodniach bylismy w Polsce. On pojechal dalej (on zamierzal podrozowac po Europie przez nastepne 3 miesiace. Spotkalismy Sie w Londynie miesiac pozniej gdzie zaproponowal mi wyjazd do Australii. Po spedzeniu 6 tygodni w Polsce zamieszkalismy w Brisbane. Mi nikt nie doradzal czy odradzal wyjazdu. W Australii bylam kilka Lat wczesniej na wakacjach, wiec „wiedzialam jak tam jest”. Czy Sie balam? Nie. Czulam jednak z lekki niepokoj,ze bedzie to kolejne rozczarowanie. Po 16 latach bycia glownie singlem, perspektywa zamieszkania z facet byla troche niepokojaca ze wzgledu na koniecznosc myslenia i dzialania z uwzglednieniem drugiej osoby. Bylismy na tym samym wozku, on pomimo przewagi 10 lat tez nigdy z nikim nie mieszkal. Mimo to do Australii jechalam glownie z nadzieja i optymizmem. Teraz 6 lat pozniej jestesmy malzenstwem z dwojka malych dzieci. Czy jest idealnie? Oczywiscie, ze nie. Czy jestem szczesliwa? Bardzo.

    • Karolina pisze:

      Dzięki Danusia, świetna historia! Serdecznie gratuluję odwagi i bardzo pozytywnego nastawiania do życia! Nadzieja i optymizn dużo to są dwa elementy, których nie może nam zabraknąć. Najważniejsze to to że jesteśmy szczęśliwi 🙂 Serdecznie pozdrawiam.

  • Teresa pisze:

    Teresa
    Po przeczytaniu tej historii lezka zakrecila mi sie w oku, zycie jest pelne niespodzianek a do odwaznych swiat nalezy. Moją corkę odwaga i spotkana milosc tez zawiodly do Australii. W Polsce Polsce rzuciła studia, pojechala do Anglii i tam spotkala milosc swojego zycia Australijczyka. Bardzo to przezylam ile lez wylanych i nocy nie przespanych. Ale teraz, kilka razy bylam u niej widze jak zyja, sa szczesliwi, teraz robi doktorat, sa tez wieksze mozliwosci kontaktu jak kilka lat temu, ciesze sie jej szczesciem. Zycze Ci Karolino i wszystkim na koncu swiata szczesliwego zycia, tanich biletow lotniczych krotkich i bezpiecznych lotów, odwiedzajcie nas. Pozdrawiam serdecznie

    • Karolina pisze:

      Dziękuję serdecznie! Łzy i nieprzespane nocy chyba są stałym elemetem takich wyjazdów i miłości w innych krajach, ale trzeba właśnie szukać pozytywów. I Pani na szczęście takie ma, bo widzi szczęście córki. Życzę wszystkiego najlepszego i częstych odwiedzin córki. I oby się spełniło to życzenie o tanich lotach, dzięki 🙂

  • Roxi pisze:

    Czytając czułam się jakby to była moja historia, bo jest tak nieprawdopodobnie podobna. Tylko w innym kraju 🙂

  • John pisze:

    WOW
    Super historia

    • Karolina pisze:

      Sama czasami w nią nie wierzę 🙂

      • John pisze:

        Ja mieszkalem 5 +3, razem 8 lat w Izraelu a teraz w Irlandii, tesknie za sloncem.
        Tam tez poznalem swoja zone Polke – jak ja .
        Odawna myslimy o NZ lub OZ ./Moze znasz konkretna agencje vizowa – rozpoczecie lub przeniesienie biznesu./
        SERDECZNIE POZDRAWIAM I ZAPRASZAMY DO IRL.
        Janusz.

  • Tak wzruszający wpis, że aż mi się płakać zachciało. Piękna historia! Trochę żałuje, że nie mam takiej odwagi, aby zostawić na troche to co mam i pojechać. Ale kto wie? Może kiedyś jednak tą odwagę pozbieram i odwiedzę Cię w Australii 😉

  • Manala pisze:

    Przeczytałam na jednym tchu ! Historia trochę podobna do mojej, ale ja wylądowałąm w Chile ! Pozdrawiam, będe zaglądać częściej!

    • Karolina pisze:

      Hej, dzięki! O takich historiach powinno się częściej mówić, bo tyle nas wyjechało i na szczęście są to radosne historie. Powodzenia w Chile 🙂

  • Sławek pisze:

    Witam,
    Może teraz kilka słów ze strony rodzica będącego w Polsce, ale przede wszystkim życzenia – aby Twoje życie cały czas było bajką i nigdy nic złego się nie wydarzyło. Krótka refleksja z mojego punktu widzenia, jestem ojcem, mój syn kilka lat temu opuścił kraj, poznał swoją przyszłą żonę w Polsce, były zaręczyny w Rzymie – oczywiście przy fontannie di Trevi, romantyczna podróż do Paryża (całe szczęście jeszcze przed zamachami), parę innych podróży – ostatnio też Pukhet. Wiem, że moje dziecko jest szczęśliwe ale jest z dala ode mnie troszkę tęsknię, dzięki internetowi mam dobry kontakt, a od jakiegoś czasu bardzo dobry – narzeczona prowadzi również blog dzięki temu nie muszę już tak wydzwaniać. Jeszcze kilka słów prawdy – w przypadku mojego syna powodem emigracji był brak perspektyw w kraju, syn pracował w okresie studiów w Manufakturze w Łodzi za 600 zł w weekendy, wg mnie to poniżające godność człowieka i podejrzewam, że powodem emigracji w 99% jest podobnie jak u mojego syna i najpiękniejszą rzeczą na świecie jest w takiej sytuacji jak trafi się na tę drugą bratnią duszę, wtedy jest cudownie, jako rodzic mogę spokojnie myśleć o przyszłości. Jeszcze raz życzę wszystkiego najlepszego, aaa żeby nie być podejrzewanym o bajkopisarstwo https://www.youtube.com/channel/UCz-XV3spP1oFSRQ_DBir10Q ,więcej na polkawusa.pl.
    Pozdrawiam,
    Sławek

    • Karolina pisze:

      Dziękuję za piękne życzenia. Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie tęsknię za rodziną, ale jak Pan wspomniał jest o wiele łatwiej niż kilka lat temu. Teraz codziennie jestem w kontakcie z rodzicami przez Skype, sms czy Facetime i za każdym razem jak się widzimy mamy wrażenie, jakbyśmy się wczoraj widzieli 🙂 Również życzę wszytskiego dobrego i częstych odwiedzin u syna 🙂

  • daria pisze:

    Karolina! Wasza historia jest przepiękna!! Po przeczytaniu Twojego wpisu poczułam się jakbym połknęła pigułke z dużą dawką motywacji i wiary.. Australia to moje marzenie od dziecka. Tylko i wyłącznie dzięki mojemu wykształconemu narzeczonemu mamy możliwość przeprowadzenia się do Australi (niestety ja ani nie skończyłam studiów, ani nie mam doświadczenia w zawodzie uzyskanym w technikum). Poznaliśmy się niecałe dwa lata temu (przez internet), gdy po paru miesiącach od poznania powiedziałam mu o swoich marzeniach był bardzo sceptycznie nastawiony bo co ja niepoważna na drugi koniec świata chce się przeprowadzać? Na szęście nie jest ślepy i bardzo mnie kocha, widzi że tu gdzie teraz jesteśmy (UK) nie jestem szczęsliwa i po rozmowie z agentem migracyjnym zdecydował, że chce spróbować! Niestety pieniądze do tego potrzebne są tak ogromne, że przytłacza nas to okropnie, oszczędzamy każdy grosz, przez co nie żyjemy „pełną parą” jak normalni młodzi ludzie, bo niestety wszystko kosztuje a my musimy oszczędzać.. Zadajemy sobie pytanie czasem czy warto się tak poświęcać dla sprawy która właściwie może nie wypalić ? Australijski rząd non stop wprowadza jakieś zmiany, w każdej chwili jego zawód może wypaść z listy, jestem okropnie zła, że tak trudno tam się dostać na dobrej wizie. Mowa tu o wizie 189, innej opcji nie przyjmujemy bo narzeczony jest już tuż przed 30, chce zakładać rodzine, mieć stały kąt, ja jestem młodsza ale mam już starą duszę, jak to moja mama mówi, i też chce się osiedlić gdzieś na dłużej. Pomimo tego strachu i wątpliwości właśnie takie posty jak Twój dają mi wiare i nadzieje, że a nóż się uda, że trzeba próbować.
    Dziekuje Ci bardzo za ten wpis i pozdrawiam serdecznie!!

    • Karolina pisze:

      Hej Daria, wielkie dzięki z ten komentarz. Masz rację, rząd cały czas zmienia wymagania i wizy są coraz droższe, ale mam nadzieję, że Wam się uda spełnić marzenia i przeprowadzić do Australii. Trzymam kciuki i kto wie, może do zobaczenia w Australii 🙂

  • Mirka pisze:

    Karolinko, twój optymizmu, pogoda ducha, moc empatii to cechy, które powinni rozdawać. Ty je masz ile musiałabyś stać w kolejce

  • Kaska pisze:

    Czy Twój Mąż jest Australijczykiem? Jeśli tak to dlaczego musiał aplikować o wizę tez? Australia to dla mnie inny swiat- piękny 😉 pozdrawiam!

  • Maria pisze:

    Moją historię tez można zapisać pod tytułem: Do odważnych świat należy…
    Mojego drugiego męża poznałam, gdy płacił rachunek w restauracji. Nie mógł się dogadać z kelnerką. Był Holendrem. Pomogłam ale kiedy opuściłam restauracje, pobiegł za mną i wręczył mi kupione od kwiaciarki kwiaty. Poprosił czy nie chciałabym pokazać mu co ciekawego do zwiedzenia jest w okolicy. Zgodziłam się. Pojechaliśmy do Gdańska, Malborka, nad mierzeję wiślaną, Kaszuby… wszędzie towarzyszyły nam moje dzieci, 10o – letnia córka i 11-o letni syn. Byłam wtedy od kilku lat rozwiedziona. Po 5-u dniach mój Holender musiał wracać do kraju. Zaproponował mi, żebym z dziećmi pojechała z nim, ze dzieci będą miały wspaniałe wakacje, bo mieszka nad woda w pięknej miejscowości. Wyposażona w sto dolarów i numery telefonów przyjaciół Holendrów , pojechałam! Dzieci nawiązały szybko kontakt z miejscowymi dziećmi a gdy te 17 sierpnia poszły do szkoły, moje tez poszły razem z nimi. Nie chciałam zostać, nie byliśmy przygotowani na to. We wrześniu wróciliśmy do Polski. Dzieci z płaczem. Myślałam, ze moja znajomość z Holendrem dobiegła końca. Mój mąż jednak nie odpuścił. Przyjeżdżał przez trzy lata co miesiąc aż powiedziałam „tak” i wyjechaliśmy w trójkę: dzieci i ja do tego pięknego kraju, który stał się moją drugą ojczyzną.
    Maria
    PS Australia była krajem moich marzeń od prawie 50 lat tj. od kiedy przeczytałam książka Ostatni brzeg a przedtem Tomek w krainie kangurów. W ubiegłym roku moje marzenie się ziściło. Poznałam przez fb grupę 5 osób i przejechaliśmy Australię od Sydney do Perth. Zwiedziliśmy również Tasmanię. W tym roku planowaliśmy wyprawę do Nowej Zelandii.
    Powiem ze: Przeznaczenie ma o wiele więcej wyobraźni niż my sami. Jest to cytat z książki, którą czytam: Va’dove ti porta il cuore Susanny Tamaro.

  • Joanna pisze:

    Czytam i czytam i w końcu widzę kogoś tak podobnego i odważnego do mnie. Poznałam na portalu faceta , Kanadyjczyka mieszkającego w Vancouver. Mamy kontakt od 3 miesięcy . On zawiesił konto na portalu i myśli naprawdę poważnie, snuje plany związane ze mną i niedługo planuje przylecieć do Europy abyśmy mogli się w końcu poznać w realu. Codziennie gdy tylko się budzi, w ciągu dnia i na dobranoc zawsze pisze czy dzwoni. Ja robię to samo. Wiemy ze to nie będzie łatwe ale postanowiliśmy razem walczyć w tej bitwie . On ma swój wymarzony ideał przyszłej żony i twierdzi ze każdego dnia coraz bardziej ja przypominam. Nasze rozmowy są bardzo konkretne i słodkie. Obydwoje wiemy ze musimy być szczerzy i grać w otwarte karty aby to wszystko miało dobry początek. Nie ma miejsca na dziwne gierki. Podjęliśmy to wyzwanie.
    Do tej pory nie miałam szczęścia do mężczyzn i ciężko mi uwierzyć ze można poczuć coś wspaniałego a zarazem tak daleko oddalonego ode mnie czego nie mogłam doświadczyć tutaj, bliżej, w zasięgu ręki. Wiem , ze jeśli zdecydujemy abyśmy byli razem ja muszę zmienić życie i wyjechać do Kanady, przejść proces który nie należy do najłatwiejszych w dodatku mam 12 letniego syna . Boje się tego wszystkiego ale tez bardzo się cieszę. Obecnie mieszkamy z synem w Szwecji i życie nie jest tutaj złe…. Ale … jest teraz Kanada . Należę do osób odważnych ale spakowanie walizek do Szwecji nie jest az tak trudne jak decyzja o przeprowadzce do Kanady, z dala od wszystkich.
    Nie wiem jak to się zakończy ale w głębi serca wierze ze to się uda. Jak widać innym tez się udaje 🙂❤️

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • autor

  • Od lat marzyłam o podróży do Australii i od jakiegoś czasu spełniam moje marzenie.
    Zapraszam do wspólnej podróży po Australii i innych zakątków świata, które udało mi się odwiedzić.
    Udanego podróżowania!

  • Tematyka

  • Australia i Świat

  • Najczęściej komentowane

  • Najpopularniejsze posty